Heeeiii!
Bardzo, bardzo, bardzo przepraszam, że tyle nie pisałam, ale szlaban i tyle.
No ale nareszcie się skończył, więc mogę Wam coś napisać :)
---
Dziś z rana dokonała się rzecz niemożliwa: wstałam o 7:30, co jest dostatecznie nieprawdopodobne, żeby w to nie uwierzyć. A jednak... kiedy Gummi Bear drze się na cały głośnik w komórce po drugiej stronie pokoju, to jest się w stanie zrobić wszystko, żeby tylko ten jazgot się skończył.
Mogę też pochwalić się, że jeszcze o 9:15 byłabym dozgonnie wdzięczna, jeśli ktoś pozwoliłby mi siąść w ławce. Ale cóż... przy prawie pięciuset osobach w jednym nie- gigantycznym kościele nawet dla, podobnież, wychudzonej drugo gimnazjalistki z grzywką brakuje miejsca.
No a w dodatku zamiast w spódnicy, w której nie da się chodzić po schodach, białej koszuli, zapiętej na ostatni guzik i balerinach, paradowałam po szkole i na Mszy w biało- czarnej sukience i trampkach, więc może to i lepiej, że byłam z tyłu. Ominął mnie ochrzan.
Poza tym co wyżej nie mam za dużo do gadania, bo prawie nic, oprócz pana od geografii i mojego miejsca mojej szafki w szatni się nie zmieniło. Wychowawczyni- nasza kochana, najlepsza na świcie, niezawodna Pani Agnieszka, która najwyraźniej zostaje z nami jeszcze na rok- bez zmian. W klasie ławka ta co zawsze- przed ostatnia w środkowym rzędzie, nadal z Monią po swojej prawej.
Do pełni szczęścia do końca tego tygodnia przyozdobię (czyt. zagracę i zabałaganię, tak, że wszystko będzie się wysypywać przy otwarciu) moją czerwoną szafeczkę na kod, którą wreszcie dostałam na górze, a nie na dole.
---
Moją dawnym nabytkiem, który pierwszy raz użyłam dzisiaj, była torebka, którą uwielbiam prawie tak jak niektóre buty :d
Zmieści z sześć, siedem zeszytów i jeden gruby kalendarz, telefon, pomadkę, kilka długopisów i inne duperele, które tam dzisiaj upchnęłam. A do tego wszystkiego ma bezkonkurencyjny kolor i jest podobna do "listonoszki", oraz jest z, jednego z dwóch, moich naj-ulubieńszych sklepow, czyli Reportera.
Mogę też pochwalić się, że jeszcze o 9:15 byłabym dozgonnie wdzięczna, jeśli ktoś pozwoliłby mi siąść w ławce. Ale cóż... przy prawie pięciuset osobach w jednym nie- gigantycznym kościele nawet dla, podobnież, wychudzonej drugo gimnazjalistki z grzywką brakuje miejsca.
No a w dodatku zamiast w spódnicy, w której nie da się chodzić po schodach, białej koszuli, zapiętej na ostatni guzik i balerinach, paradowałam po szkole i na Mszy w biało- czarnej sukience i trampkach, więc może to i lepiej, że byłam z tyłu. Ominął mnie ochrzan.
Poza tym co wyżej nie mam za dużo do gadania, bo prawie nic, oprócz pana od geografii i mojego miejsca mojej szafki w szatni się nie zmieniło. Wychowawczyni- nasza kochana, najlepsza na świcie, niezawodna Pani Agnieszka, która najwyraźniej zostaje z nami jeszcze na rok- bez zmian. W klasie ławka ta co zawsze- przed ostatnia w środkowym rzędzie, nadal z Monią po swojej prawej.
Do pełni szczęścia do końca tego tygodnia przyozdobię (czyt. zagracę i zabałaganię, tak, że wszystko będzie się wysypywać przy otwarciu) moją czerwoną szafeczkę na kod, którą wreszcie dostałam na górze, a nie na dole.
---
Moją dawnym nabytkiem, który pierwszy raz użyłam dzisiaj, była torebka, którą uwielbiam prawie tak jak niektóre buty :d
Zmieści z sześć, siedem zeszytów i jeden gruby kalendarz, telefon, pomadkę, kilka długopisów i inne duperele, które tam dzisiaj upchnęłam. A do tego wszystkiego ma bezkonkurencyjny kolor i jest podobna do "listonoszki", oraz jest z, jednego z dwóch, moich naj-ulubieńszych sklepow, czyli Reportera.