wtorek, 27 sierpnia 2013

"Never was a girl with a wicked mind But everything looks better When the sun goes down"

Heeeeeiii!



---

"Makbet nosi w sobie te stany, które w konsekwencji prowadzą do jego unicestwienia. Droga, przez którą przechodzi, zmienia nie tylko jego psychikę, ale i przestrzeń, którą się tak narkotycznie żywi. To pasmo pozornych szczęść i prawdziwych nieszczęść, w które zaplątuje się człowiek żądny władzy i sukcesu.
Pomocną dłoń na tej drodze podaje mu osoba najbliższa jaką jest Lady Makbet. To więcej niż podanie ręki, to raczej presja konsekwentnie realizowana przez bezwzględną kobietę, która świadoma swojej przewagi wynikającej z jej natury, mobilizuje bliską sobie osobę do dalszych szaleńczych decyzji. Obydwoje brną ku przepaści, na dnie której przegląda się w lustrze śmierć. To ona zbiera swoje żniwo w tej mrocznej komnacie, w której jedynym światłem jest odbita kropla krwi. Czerń i czerwień to symbole, przez które wędrują bohaterowie Szekspira, nieświadomi, że wypełniona barwą karminu otchłań topi ich w swoich odmętach. Niewinnie ujawniony na początku wydarzeń los, wieńczy klamra, która chciałoby się by była tylko snem. "

A opis to oczywiście... "Makbeta" (jakbyście byli nieco niekumaci i nie zauważyli pierwszego wyrazu w tekście)

W tymże przedstawieniu w PLL części 10 gra, któż by inny jak nie Spencer Hastings.

Moja ukochana bohaterka wspomniana już w zdaniu powyżej, ma chyba najbardziej przechlapane w tym tomie. Już nie raz przekonaliśmy się, że panna Hastings umie wpakować się w kłopoty. I to nie byle jakie.
Tym razem już na początku dowiadujemy się, że Spence pod naszą "nieobecność" przeszła na "złą stronę mocy". W ramach "rekompensaty"  to jej A. najbardziej nie odpuszcza i to ona zdecydowanie najbardziej obrywa.
Narkotyki, nękająca ją przyjaciółka, którą Spencer z pomocą Hanny wsadziła do kicia, zamieszanie z uczelnią, załamanie nerwowe, nękające ją wspomnienia wydarzeń z Jamajki, a na domiar złego musi jak najlepiej wczuć się w rolę Lady Makbet a w tym celu musi przypomnieć sobie Tabithę, Jamajkę i...noc, kiedy zginęła Alison. Bohaterka w którymś momencie wydaje się wycieńczona na psychice przez całe to zamieszanie. Ale przecież Spencer Hastings zawsze osiąga swoje ambicje, więc i jako Lady Makbet wypada znakomicie. Co prawda ze skutkiem takim, że cała jej psychika jest w strzępach, ale czego się nie robi dla osiągnięcia obranych celów...

To wszystko miało na celu przybliżenie Wam trochę kilku rzeczy oraz tego, że podobnież w moim rodzinnym mieście w najbliższym czasie będzie wystawiany Makbet. Byłabym naprawdę zadowolona, gdybym mogła nie nie pójść.

A gdyby ktoś nie mógł, to zapraszam w moje ślady- czyli po 10 część Pretty Little Liars do księgarni.
Ja mam w domu- czytam już drugi raz.

---


↑ Mam płaszczyk! Wiiiii!!!
Moja niezwykła sympatia do płaszczy ze skórzanymi rękawami, w końcu zyskała jakieś ucieleśnienie, które uwielbiam. Czekam tylko na jesień, żeby móc w nim chodzić na co dzień :)

Ps: Wielkie podziękowania dla babci i dziadka ;)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

"You´re better then the best". About friends. That's all.

Hei Hei!

Mam dla Was zdjęcia z "dżungli" w moim autficie na... wczoraj.
Tak, tak- nawaliłam.
Byłam u babci, zgrałam i przerobiłam zdjęcia, ale zostały tam na laptopie, bo nie miałam żadnego nośnika. no i...cały mój plan na post przepadł.

ALE!

Nadrabiam go dziś!

---


---

"Przyjaciółka – tak to właśnie ona buduje twój świat, daje Ci tysiące powodów do uśmiechu i to właśnie ona potrafi się śmiać z Tobą w chwilach kiedy do śmiechu, płakać w chwilach kiedy nie masz sił, a najważniejsze że potrafi być przy Tobie w dzień i noc milcząc, słuchając jak klniesz na życie. człowiek który ma taką przyjaciółką ma cholerne szczęście, bo nie każdy ją znajduje."

A raczej dostaje.

Pamiętacie może jak Stephenie Meyer opisała w Intruzie miłość?

"-Przez wszystkie te tysiąclecia ludziom nie udało się rozgryźć zagadki, jaką jest miłość. Na ile jest sprawą ciała, a na ile umysłu? Ile w niej przypadku, a ile przeznaczenia? Dlaczego związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwe trwają w najlepsze? Ludzie nie znaleźli odpowiedzi na te pytania i ja też ich nie znam. Miłość po prostu jest albo jej nie ma."

Z przyjaźnią też jest tak, że ona po prostu jest albo jej nie ma. Nie da się jej kupić. Ani znaleźć. Nie walczy się o nią. Nie stara.
Ją się dostaje.

Ktoś kiedyś zapytał mnie dlaczego my się z Klaudią w ogóle przyjaźnimy.
Jako argumenty podał, że wszystkie przyjaźnie z "zerówki" już dawno poszły w niepamięć, wszyscy z kumpli przeobrazili się w najgorszych wrogów, albo ludzie się zwyczajnie sobie znudzili, stracili swoje zaufanie albo się zmienili i już nie chcieli mieć ze sobą nawzajem do czynienia.
Dodał też, że my przecież gruntownie się od siebie różnimy. A Gośka to już dopełnia mieszankę wybuchową.

No i co z tego?- spytałam.

"No przecież jakim cudem wy się dogadujecie, pomagacie sobie, widujecie się na tyle często, żeby sobie mówić o wszystkim...?"

To takie śmieszne, ale my może nie wiemy o sobie wszystkiego. Nigdy nie będziemy. Każda z nas niesamowicie szybko się zmienia. To byłoby nie do ogarnięcia. 

A identyczność jest nudna. Jak długo da się zachwycać nad tymi samymi rzeczami i krytykować inne?
No właśnie.

A kłócić i przedstawiać swoje racje można w nieskończoność.

"To wy się kłócicie? Nigdy nikt nie widział..."

No bo to nie jest tak że my się kłócimy non stop i nic innego nie robimy.
To że się przyjaźnimy jest całą tęczą. No bo kto chciałby utknąć tylko w kolorze niebieskim? 

A my nie jesteśmy inne. Ten kto tak mówi jest w błędzie.

My się skrajnie różnimy.
Trzy zupełnie różne poglądy na ten sam temat.
Trzy punkty widzenia.
Trzy reakcje na jedno wydarzenie.
Trzy poglądy na życie.

No i każda uczy się od każdej.

"Ale czego?"

A tego właśnie, żeby spróbować się trochę zmienić. Polepszyć.

To jest tak, że Klaudia ma na wszystko totalną zlewkę. Ja znowu jestem przewrażliwiona na wszystko. A Gosia jest Gosią, która jest połączeniem skrajności. Ona jest "no life" + jak się do czegoś przywiąże to tak na sto procent.

A jak się to wszystko połączy to wychodzi na to, że jesteśmy dzięki temu dużo bogatsze emocjonalnie.
(Klaudia się mało się posikała jak usłyszała jak to ujęłam XD)

"No bo w końcu kiedyś ja przez cb będe miała bardziej na coś wyjebane, ty przezemnie bardziej będziesz się czymś przejmować. A od Gosi, to...hm... Gosia z nas dwóch zrobi troche mniej- lajfy, ale za to może też dzięki niej się do czegoś przywiążemy tak na amen"

Zapomniałyśmy wtedy wspomnieć czego Gosia może się od nas nauczyć, ale jak tak teraz myślę na tym nad kubkiem, a raczej prawie wiaderkiem z zieloną herbatą posłodzoną przeraźliwie słodkim sokiem malinowym, to dochodzę do wniosku, że ona mogła by się od nas nauczyć...żyć na bieżąco ;)

Poza tym to, że nawet nie widząc się nie wiadomo jak długo nie boimy się powiedzenia sobie naprawdę wszystkiego, to powinno mówić samo za siebie.
No i te historie, przy których miałyśmy takie odwalanie, że ktoś spadł na podłogę, ale już nie pamiętam kto, są na to najlepszym dowodem.

"You make me smile like the sun
Fall out of bed sing like bird

Dizzy in my head spin like a record
Crazy on a Sunday night
You make me dance like a fool
Forget how to breathe
Shine like gold buzz like a bee
Just the thought of you can drive me wild
Ohh you make me smile"

I okazuje się, że nawet największe problemy mają rozwiązanie.
Że telefon da się odebrać nawet w środku nocy.
Że można straszyć ludzi w autobusie swoim śmiechem z niczego.
Chodzić jak pijane nie mogąc przestać się rechotać.
Wpadać w tarapaty pod galeriami i w windach.

Że żyje się lepiej kiedy się Was ma, to przede wszystkim!


---













niedziela, 25 sierpnia 2013

The Butterfly Project. "Like you have me. And I want you in my life"

Hei!!!



Ostatnio w sieci, na blogach, twitterze, fb i ogólnie... w sieci, dużo się słyszy o Butterfly Project dla osób, które się samo-okaleczają i tych, którzy starają się ich wesprzeć.

Najpierw trzeba sobie wyjaśnić parę spraw...

Po pierwsze, jęsli mówimy o samo okaleczaniu, to wiedzmy też, ze dotyczy ono osób ze słabą psychiką, osób, które są odrzucane przez bliskich, które są hejtowane, wyśmiewane, tępione, które mają problem z własnym ciałem, które zostawił chłopak/dziewczyna, albo tez osób, których druga połówka jest tak daleko od nich, że sobie z tym nie radzą.

Niektórzy ludzie...
Większość ludzi wyśmiewa się z "pijaków". Czemu? No właśnie niczemu.
To są osoby chore. Trzeba sobie uświadomić, że skoro są chorzy, to potrzeba im pomocy specjalistów, a nie gwoździa do trumny.
Nie potrzeba im bójek. Kłutni. Pieniędzy na alkohol. Wyśmiewców.
Oni potrzebują pomocy. Ręki, która poprowadzi ich na lepsza drogę. Wsparcia. Pomocy- jeszcze raz.

A samobójcy?

"No, samobójcy, to powinni się pozabijać i spokój byłby bez takich- nie było by problemu...
Oni są dziwni...
A po co to się robi w ogóle...?
To oni nie mają mózgu, że tacy głupi są?
To tchórze...
Oni się po prostu wszystkiego boją...
No to mówię, niech się pozabijają, spokój będzie, a tak to tylko wszystkich denerwują..."

NIE!!!!!

To nie jest tak, że oni są głupi, że nie mają mózgu, że są dziwni czy przestraszeni. Oni są chorzy. Są chorzy i uzależnieni.

Tchórze, powiadacie...? A ile z Was miało by w sobie odwagę skończyć z życiem? Tak po prostu... się nie obudzić? Wziąć ostatni oddech i nie zaczerpnąć następnego? Być gotowym, na to że ręka Wam się omsknie i tętnica pójdzie?
Nikt.
A oni są zaskakująco odważni, żeby skończyć to wszystko.

Ale czemu nikt nie pomoże im nabrać odwagi, żeby zobaczyć czy jutro nie będzie lepiej? Że można być szczęśliwym? Być kimś, o którym mówi się, że cieszy się życiem?

Życie to najpiękniejszy prezent od Losu.

A żeby było jeszcze bardziej dobitnie, to mogę powiedzieć, że nie wiemy co wydarzy się jutro, a żeby się o tym przekonać musimy...przeżyć do tego cholernego jutra.

"Spoj­rzałeś kiedyś w zapłaka­ne oczy przyszłego sa­mobójcy? 
I co w nich zobaczyłeś?
Co po­myślałeś o tym człowieku widząc go?"


Ból. To jest coś co łączy każdego amatora żyletek, noży i innych ciężkich sprzętów. Przeogromny ból i żal do samego siebie, że nie umie już nic innego zrobić.

A kiedy psychikę mamy już rozrzuconą na strzępki, to myślimy, że robiąc sobie krzywdę fizyczną, odciążymy głowę.
Nie, nie odciążymy.

"Sa­mobójcy to zwyk­li egoiści... od­bierając so­bie życie myślą tyl­ko o tym, żeby już tyl­ko jak naj­krócej cier­pieć... a za­pomi­nają o tych, którzy przez nich będą cier­pieć całe życie... "

Bo co z tego, że ktoś będzie cierpieć bardziej niż ty jeśli cię straci?
Co z tego, że będzie czuł się winny za to co zrobiłeś?
Że straci zupełnie zdrowy rozum...
że być może pociągniesz go za sobą?

Czy wtedy też będziesz czuł taki błogi spokój jak wtedy kiedy krew skapuje z twojego nadgarstka?

Kiedy następnym razem sięgniesz po sznurek i wypatrzysz jakiś punkt zawieszenia, zobaczysz jak żyletka lśni w twojej dłoni, albo staniesz na skraju urwiska...

zamknij oczy i wyobraź sobie twój pogrzeb. Tak- twój. No bo kto w końcu chce się zabić, ja czy ty?

Co widzisz...?

Nie, na pewno nie jest tak, że nikogo nie ma...

kogo widzisz...?
ktoś w końcu na pewno przyjdzie...
co on teraz czuje...?

ból?
O tak- i to jeszcze większy niż ty, zanim robisz to co robisz.

czy ten ktoś płacze?
I to jak! Jak ktoś komu wyrwano siłą kawałek duszy ma nie płakać...

Tak. Nie patrz w ten monitor jakbyś był głupi, bo nie jesteś i wiesz co właśnie zrobiłeś

zadałeś ból stokroć silniejszy, niż sobie samemu.

Dlaczego jesteś taki niesprawiedliwy?

Dlaczego sobie pozwoliłeś odejść z własnego wyboru, a skazujesz tą osobę na cierpienie przez całe jej życie?

Zabiłeś jej duszę. 
Więc nie możesz odejść w spokoju, jesteś mordercą. A tacy chyba zasługują na karę...nie sądzisz?

Samobójcy nie idą do piekła za odebranie życia samemu sobie, tylko za odebranie duszy temu kto ich kocha. Za to płacą najwyższą stawkę.

I o to chodzi w Butterfly Project. To nie jest tak, że jeśli przetniesz Motyla, to on umiera.
Nie.
Bo co dla ciebie tak naprawdę znaczy jakiś głupi ślad flamastra na ręce?
Nic. Prawda?

No, prawda, prawda.

Ale pomyśl teraz, że osoba, której imienia jest Twój motyl ma duszę.
A to jej dusza ma skrzydła.
Człowiek z duszą jest jak motyl, który ma skrzydła. 
I kiedy tniesz po ręce, nie zabijasz tego motyla.
On żyje, ale podciąłeś mu skrzydła.
On już ich nie ma. Nie ma duszy.
Ona leży zakrwawiona na podłodze obok ciebie.
A co jest wart motyl bez skrzydeł?
Nie jest warty niczego. To tylko robal. Paskudny robal.
Czy więc jesteś gotów zmienić osobę, którą kochasz i która kocha ciebie, z pięknego pazia królowej w obrzydliwą glistę?

The Butterfly Project to próba. Próba, czy kiedy sprawy zajdą za daleko, będziesz umiał zostać mordercą...

---


---

Żeby brać udział w tym projekcie wystarczy chcieć.
To nie jest projekt tylko dla osób zabijających się na raty, ale też dla tych którzy starają się ich wesprzeć.

---

ZASADY:
1. Kiedy czujesz, że chcesz się pociąć, weź marker lub długopis i narysuj motyla na skórze, w miejscu gdzie występuje samookaleczenie.
2. Nazwij motyla imieniem ukochanej osoby lub kogoś kto jest dla ciebie na prawdę bardzo ważny. 
3.NIE zmywaj swojego motyla.
4.Jeśli potniesz się zanim motyla już nie będzie na twojej ręce to umiera. Jeżeli nie potniesz się to żyje. 
5. Jeśli masz więcej niż jeden, cięcie się zabija je wszystkie.
6.Inna osoba może narysować motyla na tobie. Te motyle są wyjątkowe. Dbaj o nie. 
7.Nawet jeśli się nie tniesz, nie krępuj się narysować jakiegokolwiek motyla, aby pokazać swoje poparcie.  Jeśli to zrobisz  nazwij go imieniem kogoś kto teraz cierpi. Pokaż mu go.  To może pomóc. 

---

Cóż, w tym miejscu mogę już tylko życzyć Wam powodzenia, w nie-byciu mordercami, Moi Kochani Samobójcy!

---

motylek na moim nadgarstku, osoba do której przede wszystkim kieruję ten post, i której usilnie staram się pomóc wie, że ten motyl jest dla niej...



sobota, 24 sierpnia 2013

"Found myself in the fire burned hills, In the land of a billion lights"

 Heeei!

 

Rok szkolny jest niby bliżej niż dalej, ale chyba dalej nie czuje się wypoczęta na tyle, żeby wrócić. Jeśli cały lipiecowy "harmonogram" miałam wypełniony po brzegi, to ten sierpniowy nie trzyma się kupy. Wszystko est robione na hop-siup i aż nadto spontanicznie, co chyba bardziej męczy niż kilkunasto- godzinne tarabanienie się samochodem. No przy trybie życia pt. "dwie godziny przed podróżą dowiaduje się, że wyjeżdżam" nie bardzo da się uspokoić od gonienia za czymś i zdążania na godziny, ale nie narzekam, bo wakacje miałam całkiem zabawne i na pewno będzie parę rzeczy do wspominania.

Ze dwie godziny temu skończyłam sesję z jamniczkiem babci. Jestem tu już od południa i zdążyłam zrobić dosyć dużo, dosyć dobrych zdjęć ze wszystkimi. Nie jadłam jeszcze kolacji, ale zapowiada się na to, że przesunę ją sobie na po- 22. Na razie przerabiam to co dzisiaj udało mi się uwiecznić i rozpisuje notatki. Trochę się zrobiło chłodnawo na tarasie. Jak się przeziębię to w domu będzie dym. Niestety nic nie poradzę, że oglądanie liliowo- sinego zachodu, jest bardziej absorbujące niż smarowanie bułek dżemem. Tyle tego dobrego, bo już mnie przekupują jedzeniem, żebym tylko weszła do środka. No dobra może i mam palce przemarznięte, że coś, a do szczęśliwego guza na pół nogi nie potrzeba mi jeszcze grypy na początek szkoły, ale wystarczyłby mi kocyk i herbata i mogę tu zostać na całą noc. 
Babcia nie dała się przekupić, macie zdjęcia, a ja idę się zagrzać. PA!




 Jak możecie zobaczyć na tych zdjęciach (a jak lepiej będziecie mogli to zobaczyć jutro) ja i proste włosy nie jesteśmy sobie pisani. A o prostowaniu moich strąków codziennie nie ma mowy, więc: witajcie kręcone włosy, bo wilgoć! :)

---


czwartek, 22 sierpnia 2013

"I put my faith in something unknown, I'm living on such sweet nothing, But I'm tired of hope with nothing to hold"

Hei Heiii!

Trochę się bałam o tą moją łepetynkę dzisiaj, ale jednak- jest grzywka, są krótsze włosy. 
Co prawda trzeba było je prostować jeszcze u fryzjera, bo po suszeniu zrobiły mi się takie skręcono- zmierzwione pukle. A największy plus jest taki, że moje kłaczki teraz cudnie pachną odżywką, którą zamierzam zdobyć. Monika świadkiem, że przez pół dnia co chwilkę sprawdzałam czy jeszcze pachną. Strasznie mi się podobają moje włosy po tej odżywce.
A co do cieniowania to zobaczcie sami:


Bardzo Was przepraszam, że zdjęcia mają taką tragiczną jakość, ale wróciłam dosyć późno do domu i zaczynało się ściemniać, kiedy je robiłam i to jeszcze w parówkowej- koszulce odnośnie której było śmiechowo na w-f-ie :D

---


---

Na śniadanko miałam jeszcze gorącą, nacinaną drożdżówkę z wiśniami i marcepanem, wielkie ciastko czekoladowe i Latte w wysokiej szklance, z nieprzepisową ilością brązowego cukru zamieszanego dłuuugaśną łyżeczką . A wszystko to zjedzone na białym stoliku barowym w McCafe. No nie ma co-śniadanko mi się udało, bo byłam niemalże wygłodzona- od 9:30 bez jedzenia do prawie trzynastej, to dla mnie istna katorga. Którą... nadrobiłam katastrofalną ilością cukru, ale to już trudno. Wakacje w końcu jeszcze są! 

wtorek, 20 sierpnia 2013

"Your defenses were on high Your walls built deep inside" "I can't speak I can't make a sound to somehow capture your attention"

Hei hei!

Dzisiaj rano obudził mnie... telefon od kuriera. Czemu? Bo kurier nie umiał sobie znaleźć mojego domu i musiałam rozczochrana, w bluzie naciągniętej na piżamę i trampkach stać na chodniku przed bramą i czekać 10 min na paczkę. Ale było warto, bo w przesyłce była...moja nowa torba na w-f z Dee Zee z napisem "I'm a Pretty Little Liar". Cieszę się z niej bardzo, bardzo, bardzo, baaardzo i to bardzo. Okazała się trochę większa niż sądziłam, że będzie, więc teraz na pewno zmieszczą mi się wszystkie szpargały na zajęcia sportowe. Teraz tylko muszę wyposażyć się w jakiś przyzwoity strój i będzie bardzo fajnie. 
Tak poza tym to końcu mam jakiś gadżet ze Słodkich Kłamstewek, czym jestem niezmiernie zachwycona!!!










---




---

A to jest moje oficjalne drugie śniadanie, które urosło w moim ogródku, na krzaczku i które zabarwiło mi palce na różowo. A w jedzeniu pomagała... Dachówka, która też miała chrapkę na maliny.





poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Some things just, Some things just make sense"

Heeeiii!


Zaczęłam wczoraj oglądać Twisted. Niczego sobie...
No dobra nie okłamujmy się- to jest równie świetne co TVD, PLL i The Host. Może w roku szkolnym wezmę się za The Lying Game. 

Wracając do tematu to skończyłam 9 odcinków. Twisted jest bardziej podobne do Pamiętników Wampirów po względem, um, można powiedzieć, że mroczności, tyle, że nie jest fantasy, więc to nie jest taki strach przed tym, że gnom z siedmioma głowami (XD) wyskoczy zza drzewa i zabierze mnie do krainy koszmarów sennych. 
To jest aż zbyt realne, przerażające zderzenie z własnym JA, z którym trzeba się teraz uporać, bo jak się nie dopasujesz do reszty to jesteś odrzutkiem, bo gimnazjum jest okrutniejsze niż można by przypuszczać, bo jakoś trzeba sobie radzić z przeszłością, która cały czas depta po piętach. (Nie)zwykła szara, betonowa rzeczywistość 16-latków, którzy są "trochę" inni niż ustawa przewiduje.
No i sumie to nie mam ulubionego bohatera. Uwielbiam całą trójkę, ale zastanawiam się czy Danny naprawdę jest socjopatą czy scenarzyści tylko starają się nam to wpoić do głów. To na pewno nie jest tak, że on zabił Tarę bez powodu. Nie wygląda na to, żeby był psycholem z krwi i kości, a wręcz odwrotnie. No cóż... dowiemy się w dalszych odcinkach. Chyba.


---





---

Postanowione (a może jeszcze tego pożałuje i spanikuje w ostatniej chwili, co było by całkiem prawdopodobne, jeśli chodzi o tę sprawę)- ścinam włosy na krótsze i zostawiam jednak, tą cholerną grzywkę, chociaż trochę mi przeszkadza (jak to grzywka) to się chyba przyzwyczaiłam, a co do całej długości to jak teraz mam je do połowy żeber, to będą ścięta tak gdzieś do obojczyków. Jeśli chodzi o skracanie włosów to ja zazwyczaj strasznie panikuje, ale teraz to one są już dosyć długie i mocno zniszczone, więc nie ma przebacz i w czwartek zobaczycie co z tego wszystkiego wyszło.

no i to będzie coś takiego:

---

Zabronili mi kupować już książki -,- 
Akurat teraz kiedy wychodzi "Ogień" i  "Dziedzictwo" i w empiku jest "Sekret Julii" i "Jutro. W pułapce nocy", a ja chce skompletować Pamiętniki Wampirów i Słodkie Kłamstewka do końca, to nie mogę nic kupić :c

---

Ps: Przed chwilką zdarłam sobie skórę na nodze, bo wpadłam do dołka wykopanego przez nasze kochane psie dziecko- Dashę. Niech ją coś! 

piątek, 16 sierpnia 2013

"Sick of all the fighting, All the slamming of the doors, The pain, the parents, too deep to ignore, Step back, step back, Can you see it through my eyes?"


Heiiii!


muzyka na dziś pokazuje, że potrafię słuchać naprawdę wszystkiego...dlatego i popu czasem mogę spróbować.

---

Z moją szkolną "wyprawką", to wygląda tak, że muszę jeszcze zamówić cały zestaw ZIELONYCH mundurków,  bo zeszłoroczne wszystkie się podarły. Będę kupować buty, (bo w naszej szkole bez białej podeszwy- ani rusz!) i już jedne sobie upatrzyłam. W przyszłym tygodniu przyjdzie moja  torba na w-f z PLL!!!
Książki i ćwiczenia, ku mojemu nieszczęściu mam wszystkie już od miesiąca, ale nadal nie mogę na nie patrzeć. Dla osłody całego tragizmu związanego z posiadaniem podręczników w pokoju, muszę kupić piórnik i różne różności, które to będę mogła do niego upchnąć. Co śmieszne pierwszy raz w życiu zamierzam pisać notatki piórem- się okaże jak mi pójdzie, ale dla ubezpieczenia jednak potrzebny mi będzie  "zmazywacz" o atramentu. No i jeszcze zeszyty. W tym roku będę twarda! - żadnych kotków, piesków i innych słodkich zwierzątek, żadnych ładnych widoczków, żadnych bezsensownych napisów i psycho- wzorków na zeszytach. Oczywiście, jeśli jak co roku nie pochłonie mnie maniakalne wygrzebywanie z wielkich stert pstrokatych notatników do wszystkich przedmiotów, więc życzcie mi szczęścia ;)

---

A ja czekam na "Intruza" na DVD, bo ma być już 22 sierpnia. A wtedy- popcorn, kocyk i do salonu na seans!



czwartek, 15 sierpnia 2013

"I would have kept you forever, But we had to sever"

Co do wczoraj to powiem tylko, że było bardzo, bardzo suuuper!. 
Oprócz tych rzeczy, których powiedzieć nie mogę, to opowiem tyle, że Klaudia ma świetny kolor Vansów, trochę mnie przekoała do polskiego rapu, wpakowała nas w kłopoty (dwa razy!!!), nigdy nie może się zebrać na autobus, boi się "Obecności", jej mama robi mniamuśne naleśniki i ma zdecydowanie za dużo pomysłów, które mnie śmieszą, ale ludzi z autobusu-nie oraaaaaz uwielbiam siedzieć z nią w McDonaldzie i instalować aplikację MPK, a Gosia jest Gosią i jak zmarznie może się przebierać co 15 min, nie chciało się iść do kina i trochę nas wystraszyła, ale później miała dużo ciekawych historii z wycieczek i kolonii. 
A poza tym to miałyśmy taką śmiechawę... jak zawsze we trzy. Ale już dawno nie byłyśmy we trzy, więc było dużo do obgadania i uśmiania...
Nie robiłam zdjęć, bo za dużo się działo i za bardzo zależało mi na spędzaniu czasu z dziewczynkami, żeby jeszcze myśleć o robieniu fotografii :c

---


No a dzisiaj byłam u babci i cioci. Trochę leniuchowałam. Wróciłam do domu rowerem. Potem pożegnałam się z Hanią, która jedzie na obóz...

Teraz oglądam "The Mirror Has Three Faces", czwartej serii PLL, popijam herbatkę i  piszę, ale nic specjalnie ciekawego, bo za bardzo nie mam tematu. Przepraszam.

---


---

"Kto wie, czy na tej planecie każda radość nie musiała być okupiona taką samą ilością bólu, jak gdyby istniała jakaś tajemna waga, której szale zawsze były równe"
- Stephenie Meyer, "Intruz"

---

wtorek, 13 sierpnia 2013

"I shot for the sky. I'm stuck on the ground. So why do I try? I know I'm gonna fall down?"

Heiii!

Zacząć dzień od pływania na basenie, takim najprawdziwszym z blokami startowymi, sznurami na torach, liniami dna... no to jest dla mnie idealny początek dnia! 

Ulewa się zaczęła zaraz jak wróciłam, dosłownie dziesięć sekund i nagle całe mamine pranie na balkonie nagle przemokło do suchej nitki, nie było nawet szans na odratowanie wszystkich wyniesionych na podwórze przez Dashę butów przed deszczem.

Niech pada...


---

Siedzę na parapecie z laptopem, niebo ma tak miękkie, pastelowe barwy , zachodzące słońce tak pięknie prześwituje przez postrzępione chmury po burzy, a powietrze przy otwartym oknie jest niepowtarzalne- nie pójdę stąd jeszcze długo, będę siedzieć i cieszyć się, że jutro w końcu jadę do mojej kochanej Klaudii i Gosi (!!!). Będzie cudownie- nie widziałam się z nimi od miesiąca i straaaasznie się stęskniłam :c


↑ z Gosią



↑ z Klaudią

Jak widać na potrzeby tego posta musiałam wygrzebać strasznie stare zdjęcia, na których wyglądamy zupełnie inaczej niż teraz. Ale dobre i to :D

---




---

Czy też nie możecie się doczekać 5 sezonu The Vempire Diaries, The Orginals, Ravenswood, 13 części Pretty Little Liars i drugiej części "Intruza"?



poniedziałek, 12 sierpnia 2013

"There’s a comfort, Comfort in things we believe, I live in danger, Wanting the things I can’t see". Lody pomarańczowe, Słodkie Kłamstewka i maliny z ogrodu.

Heeei!!!

Wczoraj za bardzo nie mogłam nic napisać, bo wstałam w porze obiadowej, zjadłam rybkę i potem byłam długo na rolkach i na podwórku, no i nie miałam zdjęć.

A dzisiaj byłam z Hanią i jej 7-letnią kuzynką, (która swoją drogą już po pół godziny przyprawiła mnie o ból głowy, ale przynajmniej było wesoło) na treningu siatkówki, w połowie, którego Zosia została szczęśliwie (czytaj: szczęśliwie dla naszych obolałych bębenków) odtransportowana do domu. Później wcięłyśmy z Hanią siedząc na murku całe pudełko lodów pomarańczowych, kupionych ówszednio w Lidlu. Do domu wróciłyśmy na rolkach. 

Na razie to w sumie tyle, oprócz tego że mam pełno malin w ogródku i siedzę tam ciągle, bo nie dość że maliny to jezzcze zostało trochę borówek i wszędzie pełno jest jakiś owoców, więc jak chce chce sobie poczytać albo posiedzieć w spokoju to zamykam się w ogródku (tyle, że to tak do końca ogródek nie jet, ale mogę tak na niego mówić, puki nie wymyśle nic lepszego)


---

Dowiedziałam się też że Pretty Little Liars dostało wczoraj wieczorem nagrodę Teen Choice 2013 (tu,tu,tu!) w kategorii Best TV Drama. Wywołała ich Bridgit Mendler w cudnej sukience. Ale i tak najlepiej wyglądały Troian Belsario i Lucy Hale. Shay Mitchell też niczego sobie, ale one dwie wyglądały cudnie.
Bardzo, ale to bardzo się ciesze, że to oni dostali ta nagrodę- należała im się!



---




sobota, 10 sierpnia 2013

"Takie same sny, Już od kilku lat, Mój wewnętrzny krzyk"

Hej.

Mogę teraz pisać trochę nieskładnie, ale...cóż- zdarza się!

---

Co dzisiaj?


No , bo jak widać powyżej my z Haniosławem to każde pochmurne popołudnie umiemy sobie umilić. Jeśli ja mam aparat, a Hania- kalosze... XD

---

Na zdjęciu (robionym przez bardzo z niego dumną, kuzyneczkę, w Radawie)  mój jeszcze nieodgadniony kolor oczu... Jak dla mnie to on jest albo czarny albo "lapis lazuli" (coś Wam to mówi?). Pozdrawiam moją mamę, która wszystkie kolory oczu które NIE są brązowe, zielone czy piwne- nazywa po prostu- niebieskie :)

A wy jak myślicie?


---

Czy mogę prosić, żeby mi się M. i H. nie wtryniały do życia...proszę?
Daje sobie sama doskonale radę.
Nie potrzebuje pomocy.
Na prawdę!

+ nie dam ci więcej mojego telefonu!

---



Znalazłam nowy teledysk Juli i przypomniał mi się koncert w Rzeszowie w czerwcu.


"Wczoraj wybrałyśmy się z Monią na koncert Juli.
Bawiłyśmy się cudownie. Machałyśmy rękami. Piszczałyśmy. Machałyśmy do gitarzystów i tancerzy. Skakałyśmy jak z ADHD (ludzie się lampili na nas jak na psychoanalityczki). Jula dała naprawdę świetny koncert i szkoda tylko, że nie dostałyśmy autografów (a chciała rozdać wszystkim) ponieważ zwinęłyśmy się do środka na cappuccino (miało być, ale Moniczkę zabrali do domu). Zanim to jednak się stało, siedziałyśmy pod słupem i zajadałyśmy się frytkami za 6,50, popijając colą. Musiałysmy chociaż na chwilkę wejść do środka, bo nasze ręce były już bez czucia przy takim deszczu, a my bez parasola i łepetynki mokruśkie. 

Nie jesteśmy przeziębione, na nieszczęście tych ludzi, którym zapewne przeszkadzałyśmy naszymi piskami i tańcami w "powolnej kontemplacji treści utworów i odczytywaniu emocji wokalistki"
HAHAHA 

PS: Dziękuje Ci Moniczko, świetnie się z tobą bawiłam.
Oraz dziękuje  panom ochroniarzom, którzy nas nie wywalili, choć mieli taką ochotę."




---

Wiem, że się dzisiaj nie spisałam zbyt dużo, ale po prostu nic nie robiłam zbytnio, więc za bardzo nie ma o czym pisać. Za to ogarnęłam trochę mój pokój, więc da się przejść ;)

Do przeczytania!